czwartek, 18 września 2014

come back

Vienzis dawno nic nie pisał...nie tyle, że nie potrafi (bo przecież to pisze więc potrafi), ale w sumie to zapomniałem, że w ogóle jakiegosik bloga miałem. Kiedyś patrze w historie przeglądarki (usuwałem brzydkie strony, nigdy nie usuwam całej historii tylko wybiórczo...hasłowo...) i kurde mnie oświeciło i zachciało sie pisać. A w ogóle to patrzę, a ostatni post był z czasu jak se chorowałem no i szczęśliwie muszę przyznać, że znów mnie dopadło i se leże więc znów zacznę od filmów.

Tydzień temu byłem w kinie na nowym Allenie - "Miłość w blasku księżyca". Piękne zdjęcia i stroje i muzyka ale sam film trochę jak sik komara czyli dość cienki. No, sory, ale mnie nie poruszył. Poruszyła mnie "Blue Jasmine", czyli poprzedni jego film, ale ta "Miłość.." nie bardzo, bo jak dla mnie dość banalny.

Poza tym dostałem piwo z Islandii od mej siostruni co tamże była. Piwo spoko. A w pracy mam fajnych ludzi, oni to wiedzą, że ich lubię! i z nimi też byłem na meczu siatkówki FR-BEL. Żem wcześniej na takiej imprze nie był (to 2 motyw) i chciałżem Arenę krakowską obaczyć od środka (1 motyw). I Arena da rady, zupełnie da rady. Na jaki koncert tam iść to trochę szał, bo wszystko widać i nie trza blisko sceny stać żeby widzieć bo i tak widać, że nawet z góry. A co do meczu, to na początku jakoś tak w ogóle nie zauważyłem, że zaczęli grać...ten mecz się takim tłem zrobił, ale bili my brawo itp. Tylko też, głośno...za głośno było...

A w sierpniu płytę nagrywałem z pewnym chórem kameralnym którego jestem członkiem (fuj...nigdy nie chciałem należeć do organizacji której będę członkiem..no ale jestem i spoko jest).

I chodze do lansiarskiego Platinium...ale nie powiem którego....dla zaintrygowanych puszcze wici jeno, że sie poce tam 3 razy w tygodniu... także tego...gdybyście zobaczyli tam jakieś wijące się mięśnie czyjeś...to nie moje....dla jasności


To moje pisanie, to bynajmniej nie pamiętnik. to tylko wyciągnięcie punktów z życia wziętych, które to życie jakoś ubarwiają, nakręcają czasem. takie przypomnienie sobie, że coś się robi......mniej lub bardziej banalne rzeczy. każdy coś robi. ale fajnie jest wiedzieć, że coś sie na prawde robi. poderwać się. i wyprostować.

Come over....rapapam



tymczasem...






piątek, 14 lutego 2014

fillmy

Chory jestem więc sobie oglądam filmy, zaległości, jeśli tak można powiedzieć. I szczerze mówiąc dawno tak słabego roku jak dla mnie nie było. Dawno nie widziałem tak przereklamowanych filmów i tak dziwnych nominacji do Oscara. Psioczyłem na Grawitację, że tyle nominacji dostała, ale z tego wszystkiego (zwłaszcza po oglądnięciu American Hustle i  August: Osage County) to jest chyba rzeczywiście najlepszy film. Już nawet niechże Sandra dostanie bo dziewczyna się w tym kosmosie postresowała, to niechże tego ludzika ma i niech się nacieszy fleszami. American Hustle - nuda na maksa, intryga niby ale sami bohaterowie nie wiedzą o co chyba w niej chodzi, a w August: Osage County kłucą się i kłucą tylko po co...jak nikomu na nikim nie zależy. Jak dla mnie zupełnie nieprzekonujące główne role, chwalone w stylu Słowacki wielkim poetą był.

Gdybym mógł to bym zasugerował Akademii Amerykańskiej Filmowej, żeby nie dawali w ogóle nagrody za najlepszy film, tak jak się to robi czasem w niektórych konkursach, gdzie nagrody głównej się nie przyznaje, bo nie ma komu dać. No wiadomo, ok, tu chodzi o flesze, o kase, o blask i sukienki od Jill Sander i buty Jimmiego Choo, czyli generalnie o kasę a ostatnio też o politykę, bo ktoś coś powie o Bliskim Wschodzie albo gejach i nagle staje się ekspertem w danej sprawie.....tu nie chodzi o filmy.

tymczasem...

niedziela, 26 stycznia 2014

cztery kąty

Każdy potrzebuje gdzieś swoje graty złożyć.... tudziesz doczesne szczątki na posłaniu....

Vienzis szuka pokoju w Krakowie do wynajęcia (najlepiej w okolicy centrum). Może ktoś szuka współlokatora?

będę wdzięczny za sygnał.

tymczasem....


niedziela, 15 września 2013

spełnione marzenia

marzenia się spełniają. ale nie oznacza to, że jest z tymi spełnionymi przyjemnie, jak podczas wyobrażania sobie.

spełnione marzenie sprowadza na ziemię....do rzeczywistości

środa, 14 sierpnia 2013

Florence

Byłem na koncercie Florence w Krakowie. Genialny, cudowny, fantastic atmosfere, po prostu czad:-). Co po tym zostało? Kilka rzeczy. Takie cudne akcje maja to do siebie, że albo się nimi człowiek upaja do znudzenia, trochu jak picie...ciagle bez końca...taki wieczny orgazm.....

Tą atmosferę można też wykorzystać. W tej atmosferze można też pracować. Dozując sobie i te emocje które towarzyszyły, które się ma w pamięci i takie pragnienie, że chce się coś kuźwa zrobić, że się chce zostawić to co nudzi a robić to co się chce robić. Pomęczyć się o to. Intuicyjne sie wie czego się chce. I zamiast kołysać tą intuicję w sobie można by ją pomału realizować.

OBY!!!


Florence - dzienks:-)